Życie budzi się do życia każdego poranka otulone mgłą, skąpane w oceanie wirującym w powietrzu w postaci mikroskopijnych kropelek, bądź rozgrzane słońcem, które od pierwszych chwil nad horyzontem upalnie akcentuje swoją obecność.
Wschód słońca przegania mrok i przynosi dzień. To zresztą jego najpewniejszy zwiastun – nie licząc krzyku obudzonych mew, które rozpoczynają swój hałaśliwy taniec nad oceanem i kutrami rybackimi, wracającymi z nocnych, obfitych połów. Poranek pachnie słodyczą kwiatów niesioną wiatrem. Jest zawsze świeży i ekscytujący. Naładowany nadziejami na przyszłość, wspomnieniami nocy oraz mocną, aromatyczną kawą, do wypicia której zaprasza pastelaria. Wyjątkowość chwili podkreśla słodka, chrupiąca obecność paste de nata, a także historie poszczególnych gości żywo opowiadane wszystkim wokół (mimo wczesnych godzin). Życie budzi się do życia.
José, miejscowy rybak, zna na pamięć wszystkie poranki. Budzą go od ponad 80 lat w różnej formie, ale zawsze w Ferragudo i od zawsze przynoszą poczucie radości. José uwielbia snuć długie nici opowieści. A to o 200 kilowym tuńczyku, którego złowił jako młody chłopak, dopiero rozpoczynający przygodę z morskim żywiołem. A to o celowym spóźnianiu się do szkoły, żeby razem z kolegami spróbować kryształków soli morskiej, której białe, lśniące pola rozciągały się w prymitywnej przetwórni na brzegu rzeki Arade. Jej słony smak to jedna z nielicznych, niezmiennych rzeczy…Reszta odeszła w zapomnienie…A to o długim, kruczoczarnym warkoczu jego żony, w którym zakochał się od pierwszego wejrzenia …
Kiedy to było? Dawno temu. Jej warkocz zmienił barwę na mlecznobiałą, lecz ona pozostała tak samo piękna, jak w dniu ślubu, który zgromadził całe miasteczko przy kościele na wzgórzu. José dobrze pamięta wesołe bicie dzwonów kościelnych na cześć młodej pary. Jest rybakiem z dziada pradziada, ocean ma we krwi, nie raz zajrzał w szalone oko sztormu. Dziś biernie uczestniczy w rybackim życiu, bo siła w rękach już nie ta, co kiedyś, ale odwiedza swoich synów i młodszych kolegów, gdy rytmicznie rozplątują sieci na brzegu. I nie może się nadziwić, że turyści ustawiają się w kolejce, by sfotografować te czynności. Chyba tak działa magia oceanu, której poświęcił życie.