Pamiętam cytryny zrywane w euforii, rosnące dziko w zapomnianym sadzie, gdzieś w okolicy skalistych terenów Rocha Da Pena. Pachniały obłędnie. Były doskonałą definicją soczystości. Pamiętam ulewę psującą całą wycieczkę do Odeleite po to, by złapać rzekę za smoczy ogon i słodkie pomarańcze prosto z drzewa na otarcie łez.
Tag: