Senhor Deolinda ma 82 lata i twarz z mapą zmarszczek wyznaczoną przez tylko jemu znane wydarzenia. Ciekawe, że akurat pod taką postacią czas odkształca na skórze swój bieg…
Czasem przy niedzieli, na lokalnym targu w górach Monchique, sprzedaje naręcza szczypiorku ze swojego ogródka.
Senhor Deolinda lubi te handlowe spotkania. Tyle w nich radości, energii, wibracji. Przypominają mu młodość wypełnioną witalnością właściwą mężczyźnie w sile wieku, którego żywiła zdrowa ziemia, powietrze oraz życiodajna praca na roli. Dobrze pamięta te chwile. Soczysta cisza gór okalała go zewsząd, a tempo istnienia wyznaczały wschody i zachody słońca niczym niezmącone.
Siedzi więc sobie Senhor Deolinda na białym, drewnianym stołeczku spoglądając raz na rozgadane towarzystwo kolegów wokół, raz na wiaderko ze szczypiorkiem.
„Czy aby nie za mało wody w nim? A może świeżej dolać, co by płocha zieleń nie straciła na jędrności? A João, zamiast się przechwalać zakupem nowego auta, powinien pomóc w wymianie tego tymczasowego, wodnego środowiska w wiaderku. Ech, ta dzisiejsza młodzież”.
Sprzedawca warzywnych skarbów ma mądre spojrzenie kryjące w głębi źrenicy tajemnicę znaną wyłącznie ludziom, którzy przeżyli życie.
„A dam tym obcokrajowcom, co szeleszczą w dziwnym języku, najładniejszy pęczek szczypiorku. Dorzucę też główkę czosnku. Niech dobrze wspominają Deolindę z gór Monchique”.